Witam. Ok 1,5 miesiąca temu tata na własnych nogach poszedł do szpitala ogólnego gdzie na podstawie tomografii lekarka stwierdziła nowotwór płuc naciskajacy na kręgosłup oraz bakterię, której nazwy w tej chwili ze względu na emocje nie pamiętam. Stwierdziła, że najpierw wyleczą tacie tą bakterię, a potem skierują na "konsultację" do szpitala onkologicznego. Leczenie bakterii trwało ok 3 tygodni podczas, których stan taty ze względu na nowotwór znacznie się pogarszał - guz nachodzący na kręgosłup doprowadził do bezładu nóg, tata znacznie schudł i osłabł. Po 3 tygodniach wypisali go do domu w stanie takim, że nie mógł już nawet samodzielnie usiąść. Lekarka we własnym zakresie zapisała go na "konsultację" onkologiczną, na którą trzeba jednak było czekać kolejnych kilka dni, w ciągu których stan taty dalej się pogarszał. Na spotkanie z onkologiem trzeba było zabrać tatę karetką, a nie muszę chyba mówić, że przewożenie osoby w takim stanie jest dla pacjenta niezwykle męczące. A wszystko to tylko po to żeby lekarz prowadzący (nawet nie onkolog tylko chirurg!?) przekartkował papiery ze szpitala ogólnego w ciągu 5min i kazał wracać do domu ze względu na stabilny stan i wrócić za kilka dni, żeby porobili badania... W szpitalu onkologicznym wykonali tylko jedno badanie (przez gardło) po czym po 3 dniach lekarz za przeproszeniem sku*wysyn stwierdzili, że nie będą pobierać wycinka ponieważ BEZ WZGLĘDU na wynik nie będą leczyć bo stan pacjenta jest zbyt słaby i kazał jak najszybciej znaleźć jakieś hospicjum lub wypisywać tatę do domu bo oni i tak nie leczą więc nie chcą go trzymać... A my nie wiemy co robić

Nie wspomnę już nawet, że przed szpitalami miał robione prześwietlenia płuc i pleców i jedyne co lekarze stwierdzili to "dyskopatię" i skierowali na rehabilitację, która dodatkowo zaszkodziła bo bóle kręgosłupa były przecież nowotworowe!

Czy tak powinny funkcjonować szpitale?! Czy lekarka w szpitalu ogólnym nie powinna skierować go od razu do onkologa? Chociaż na konsultację w celu dowiedzenia się czy pacjent może 3 tygodnie leczyć sobie jakąś bakterię zamiast leczenia nowotworu? Czy mogła ona wypisać go sobie ot tak do domu w tak złym stanie zamiast od razu przewieźć na onkologię po leczeniu bakterii?? Czy szpital onkologiczny może wypisać pacjenta bez mrugnięcia okiem bez oficjalnej diagnozy co to jest za nowotwór i czy to w ogóle nowotwór (bo przecież do tego potrzeba badania wycinka) ??

Nie wiem czy to dobry dział, jak nie to proszę o pomoc gdzie mogę się kierować z tymi pytaniami. Potrzebuje jakiejś obiektywnej opinii na temat tego wszystkiego bo sami przeżywamy teraz wielką tragedię i ciężko nam logicznie myśleć. Pozdrawiam

brak słów